niedziela, 24 stycznia 2016



Ciąg dalszy o emocjach... (cz.3)
Niestety w trakcie dorastania, wcześniej czy później większość z nas traci swój wdzięk. Jest to efektem dopasowania się do zewnętrznych oczekiwań, kosztem słuchania własnych uczuć. Wtedy własne potrzeby kłócą się ze światem zewnętrznym. W zderzeniu z nakazami rodziców i otoczenia, płynie nauka, że takie zachowanie jest złe, tak nie wolno robić, tego nie wypada. Ale niemal wszystkie impulsy i zachowanie małych dzieci są wierne ich niewinnej naturze. Przykładem może być dziecko zmęczone, które chce by wzięto je na ręce. Tymczasem rodzic może być zajęty, też zmęczony, może nieść ciężki pakunek, co nie pozwala mu spełnić życzenia dziecka. Pojawia się obopólne napięcie, wyrażone dezaprobatą rodzica, krzykiem lub karą fizyczną. Dziecko płacze, wpada w histerię, ale jak dotąd nie utraciło swojej gracji. Dopóki potrafi płakać w pełni, jego ciało pozostaje miękkie.
Obserwując małe dzieci widzimy, że często kiedy doświadczają frustracji lub bólu ich małe ciałka napinają się i sztywnieją. Nie trwa to długo, bo już po chwili podbródek dziecka zaczyna drżeć i pojawia się spazm. Kiedy po ciele przechodzą fale płaczu, jego sztywność rozpływa się i napięcie topnieje. Pozostaje ono w naturze wdzięku. Wdzięku, o którym wielu dorosłych zapomniało, ukrywając go za makijażem codzienności, za "uśmiechem" oczekiwań i przekonań.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz